Thomas Anders urodził się 1 marca 1963 roku jako Bernd Weidung. Pierwszy występ sceniczny zaliczył jako siedmiolatek, a dziewięć lat później udało mu się zdobyć pierwszy kontrakt płytowy. Podczas jednego z konkursów wokalnych 16-letniego Bernda wypatrzył producent muzyczny, który skontaktował go później z wytwórnią CBS. Występ na żywo przekonał jej szefostwo, że warto w młodego piosenkarza zainwestować. W tym momencie Bernd Weidung stał się Thomasem Andersem – pseudonim miał zapadać w pamięć łatwiej niż prawdziwe nazwisko.
Biografia
Thomas Anders urodził się 1 marca 1963 roku jako Bernd Weidung. Pierwszy występ sceniczny zaliczył jako siedmiolatek, a dziewięć lat później udało mu się zdobyć pierwszy kontrakt płytowy. Podczas jednego z konkursów wokalnych 16-letniego Bernda wypatrzył producent muzyczny, który skontaktował go później z wytwórnią CBS. Występ na żywo przekonał jej szefostwo, że warto w młodego piosenkarza zainwestować. W tym momencie Bernd Weidung stał się Thomasem Andersem – pseudonim miał zapadać w pamięć łatwiej niż prawdziwe nazwisko. Debiutancki singiel ukazał się w 1980 roku i nosił tytuł „Judy”. W ciągu następnych kilku lat Thomas wydał kolejne single, pokazał się w telewizji i czasopiśmie Bravo, jednak nie przełożyło się to na sukcesy na listach przebojów. Początkowo nie pomogła nawet zmiana wytwórni płytowej na zachodnioberlińską Hansę. W 1983 roku wiele się jednak zmieniło – Thomas przeszedł pod producenckie skrzydła Dietera Bohlena, a na pozytywne efekty współpracy tego duetu nie trzeba było długo czekać. Już drugi wspólny singiel „Wovon traumst du denn” dotarł do 16 pozycji na liście najczęściej granych piosenek w stacjach radiowych RFN. Bohlen nadał komponował dla Andersa piosenki w języku niemieckim, ale cały czas miał w planach nagranie piosenki w języku angielskim. Warto bowiem dodać, że utworem, którym Thomas „przedstawił” się Dieterowi był wykonany na żywo brytyjski klasyk „Three Times A Lady”.
W 1984 roku Thomas nagrał przeróbkę piosenki zespołu Real Life „Catch Me, I’m Falling”. Początkowo były plany wydania tego utworu jako kolejnego singla, ostatecznie jednak wypuszczono go jedynie na składance i to pod szyldem Headliner. Jak mówi sam Thomas, anglojęzyczny utwór w jego wykonaniu brzmiał tak dobrze, że postanowili z Dieterem nagrać coś zupełnie nowego. Tym czymś była piosenka „You’re My Heart, You’re My Soul” – utwór nad którym Bohlen pracował od dawna, a w powiązaniu z „miodowym” głosem Thomasa i charakterystycznymi wysokimi chórkami miał być prawdziwą bombą. Wydany został pod szyldem Modern Talking w październiku 1984 i początkowo nie zdobył większej popularności. Dopiero na początku 1985 trafił do radia i telewizji, a później podbił niemieckie, europejskie, a na końcu także światowe listy przebojów. „You’re My Heart, You’re My Soul” otworzył Thomasowi drzwi do wielkiej kariery, która jednak w tej formie nie trwała długo. Mimo lansowania kolejnych hitów takich jak „Cheri, Cheri Lady” czy „Brother Louie” zespół był z każdym miesiącem coraz bliższy rozpadu. Powodem były nieporozumienia między Thomasem i jego żoną Norą a Dieterem Bohlenem. Grupa zdołała w ciągu trzech lat działalności wydać 6 albumów i jesienią 1987 roku została rozwiązana.
Po rozpadzie grupy Thomas wraz z małżonką odbyli dużą światową trasę koncertową, a później zamieszkali w USA, gdzie rozpoczęły się prace nad pierwszym solowym albumem. „Different” ukazał się w 1989 roku i pokazał światu Thomasa zupełnie innego niż ten, którego fani znali z Modern Talking. Nowy wizerunek i znacznie spokojniejsza muzyka dla wielu były zaskoczeniem. Sukcesy komercyjne na miarę tych sprzed kilku lat były już niemożliwe do powtórzenia, jednak przez kolejne lata Thomas wydał jeszcze pięć kolejnych albumów, w tym jeden w języku hiszpańskim zawierający przeróbki wydanych wcześniej nagrań. Lata solowej kariery przyniosły piosenki nagrane z wieloma uznanymi muzykami jak choćby Alan Tarney, Gus Dudgeon, czy Peter Wolf. Thomas nagrał też w tym czasie duety z wykonawcami takimi jak The Three Degrees czy Glenn Medeiros. Zaliczył także aktorski debiut w filmie Stockholm Marathon.
W 1994 odnowiony został kontakt z Dieterem Bohlenem. Panowie zeszli z wojennej ścieżki, ale nie planowali póki co powrotu Modern Talking. Bohlen występował z własnym zespołem Blue System i produkował piosenki dla innych wykonawców, Thomas z kolei zaangażował się w projekt Chain Reaction. Płyta tej grupy miała być wydana w 1998 roku, jednak plany trzeba było zrewidować. Śmierć księżnej Diany sprawiła, że przesunięta została data premiery pierwszego singla „Every Word You Said”. Powodem była chęć skoncentrowania się przez wytwórnię płytową na wydanym wówczas okolicznościowym singlu Eltona Johna. Ostatecznie Chain Reaction nie doczekał się swojej szansy na zaistnienie – znacznie atrakcyjniejszą była możliwość wznowienia działalności Modern Talking. Brak większych sukcesów solowych Thomasa i Dietera, a także możliwość wspólnego występu w największym wówczas europejskim show telewizyjnym „Wetten dass” sprawiły, że po 11 latach od rozpadu, najpopularniejszy niemiecki duet wszechczasów wznowił działalność. Album „Back For Good” zawierający głównie nowe wersje znanych hitów Modern Talking sprzedał się na całym świecie w 10-milionowym nakładzie i zasypał zespół lawiną złotych i platynowych płyt oraz różnych nagród muzycznych.
Drugi okres działalności Modern Talking potrwał dłużej niż pierwszy – panowie występowali razem przez ponad 5 lat wydając co roku premierowy album. W czerwcu 2003 Dieter Bohlen nieoczekiwanie ogłosił koniec działalności grupy. Zaangażowanie w niemiecką edycję programu „Idol” i produkcję płyt dla jego uczestników skutecznie odbierało mu chęć na pracę z własnym zespołem. O ile samo rozstanie odbyło się względnie pokojowo, o tyle późniejsze wydarzenia miały już zupełnie inny charakter. Thomas został obrażony przez Bohlena w jednej z jego książek, a sprawa zakończyła się wysokim odszkodowaniem sądowym.
Na fonograficzną aktywność Thomasa nie trzeba było tym razem czekać tak długo, jak po pierwszym rozpadzie. Już w październiku 2003 Thomas wydał singiel „Independent Girl”, a kilka miesięcy później w sklepach pojawił się album „This Time”. Brak sukcesów komercyjnych szybko doprowadził jednak do rozwiązania kontraktu z wytwórnią BMG – stało się to jesienią 2004. Nowym wydawcą Thomasa została więc firma Edel, nakładem której ukazał się na początku 2006 roku album „Songs Forever”. Płyta ta była głównie zbiorem znanych przebojów z lat 80. w nowych jazzowych i swingowych aranżacjach. Promowała ją jedyna premierowa piosenka „Songs That Live Forever”, z którą Thomas startował w niemieckich eliminacjach do konkursu piosenki Eurowizji.
Na kolejny album Thomasa musieliśmy czekać cztery lata. W międzyczasie ukazało się kilka singli z nowymi nagraniami (m.in. duet z Sandrą „The Night Is Still Young”), po internecie krążyły kolejne nowe piosenki (m.in. duet z Polką Kasią Novą w „Forever In A Dream”), jednak nie promowały one żadnego konkretnego albumu. Przez blisko dwa lata toczyły się prace nad płytą „Good Karma”, zakończyły się jednak fiaskiem. Wreszcie, na początku roku 2010 dzięki inicjatywie Rosjan pojawił się album „Strong”. W Moskwie nagrane zostały dwa teledyski do piosenek „Why Do You Cry” i „Stay With Me”, a cały projekt zakończył się wielkim sukcesem. Dość powiedzieć, że jedyną osobą, która sprzedała w roku 2010 więcej płyt w Rosji była Lady Gaga.
Wiosną 2011 działalność rozpoczął projekt Anders | Fahrenkrog, w ramach którego Thomas współpracuje z Uwe Fahrenkrogiem – kompozytorem i producentem, współtwórcą sukcesu Neny. Ich pierwszy wspólny album – "Two" – łączy brzmienie lat 80. z współczesnymi trendami w muzyce. Duet ten wydał dwa single: "Gigolo" i "No More Tears On The Dancefloor". Niestety z powodu zbyt słabego zainteresowania tym duetem ze strony odbiorców po wydaniu jednego albumu i dwóch singli panowie jak na razie nie kontynuują dalszej współpracy.
Pod koniec 2011 roku ukazała się długo oczekiwana książka autobiograficzna Thomasa zatytułowana "100 Prozent Anders". Thomas opisał w niej całe swoje życie nie szczędząc wielu ciekawych wątków co przyniosło za sobą konsekwencje jakim był proces sądowy jaki przeciwko niektórym treścią zawartych w publikacji wytoczyła jego była małżonka Nora. Wszystko skończyło się ugodą. W lutym 2012 roku Thomas zaprezentował piosenkę "No Ordinary Love" którą wykonuje z ukraińską piosenkarką Kamalyą. A w listopadzie tegoż roku miał swoją premierę świąteczny album Thomasa zatytułowany "Christmas For You". Również niezapomniane było grudniowe spotkanie z Thomasem podczas co rocznego "International Fanday" w Koblencji podczas którego wszyscy byli uczestnikami wręcz baśniowo-świątecznego koncertu w wykonaniu Thomasa.
Rok 2013 to 50-te urodziny Thomasa Andersa oraz premiera piosenki "We Are One" którą Thomas wykonuje razem z perskim wykonawcą Omidem. Nowym singlem w 2014 roku okazała się piosenka "Everybody Wants To Rule The World" która wcześniej miała się znaleźć na nie wydanym albumie "Good Karma". Wiosenną sensacją 2014 roku okazało się wyznanie Thomasa o tym, że spotkał się z Dieterem Bohlenem oraz że "topór wojenny został zakopany". Jesienią natomiast Thomas Anders świętował jubileusz 30-Lecia powstania Modern Talking.
Uzupełnieniem biografii Thomasa Andersa niech będą fragmenty z jego autobiograficznej książki, które prezentujemy poniżej.

W 1984 roku postawa Dietera była zupełnie nie do wyobrażenia dzisiaj. Wtedy był zupełnie inny, tak daleki od dokuczliwego gaduły, jakim można go dzisiaj zobaczyć, to tak jak by porównać piosenkarkę Susan Boyle do supermodelki. To jak wyjście z ciemności, wtedy z kimkolwiek się spotykał, był całkowicie normalny i grzeczny.
Kiedy dzisiaj go widzisz, to nie można sobie wyobrazić, że taki właśnie był.
Zespół producencki nie był całkiem pewny sukcesu „You’re My Heart, You’re My Soul” i najpierw postanowili wybrać partnera dla mnie. W tym momencie ja z Dieterem nawet nie próbowaliśmy marzyć o tym, że za kilka tygodni „You’re My Heart, You’re My Soul” stanie się światowym hitem i sprzedaż wyniesie ponad 120 milionów płyt a my staniemy się najlepszym niemieckim duetem wszech czasów.
Na początku sceptycyzm firmy płytowej wydawał się całkowicie usprawiedliwionym, niestety na początku singiel sprzedawał się nader powoli. W każdy poniedziałek przeglądaliśmy dane o sprzedaży i z tygodnia na tydzień miałem nadzieję na cud. „You’re My Heart, You’re My Soul” trafiło do sprzedaży w październiku 1984 roku i do końca grudnia sprzedało się tylko 6.000 płyt. W tym czasie było to nic. Dzisiaj z taką liczbą sprzedanych płyt można się dostać do Top 20. Ale w tamtym czasie, aby dostać się na listy przebojów musieliśmy sprzedać minimum 40.000 płyt. W grudniu 1984 ciągle byliśmy daleko od tego.
W pierwszych dniach stycznia 1985 roku zadzwoniłem do Piotra Schimanna „dobrej duszy” Hansy, aby poznać dane o sprzedażach. Nigdy nie zapomnę jego słów: „słuchaj, Thomas, oni ciągle obliczają. Zadzwonię jeszcze raz do biura zarządu w Monachium i oddzwonię zaraz do Ciebie”. Po dziesięciu minutach zadzwonił telefon. Po drugiej stronie usłyszałem głos Petera: „Witaj Thomas. Oni zbaranieli. Sprzedaliśmy więcej niż 60.000 płyt w ciągu ostatnich czterech tygodni. „You’re My Heart, You’re My Soul” „wystrzeliła” z 0 na 38 miejsce na liście przebojów. Tak jak przypuszczałem, firma nie znalazła dla mnie partnera i nie dano mi innego wyboru jak: Dieter powinien występować ze mną na scenie. Przecież już w pierwszych tygodniach stycznia czekał na nas występ w programie muzycznym Formel Einz (ARD) prowadzonym przez Ingolfa Lücka.
W ciągu czterech pierwszych tygodni stycznia zajęliśmy pierwsze miejsce na listach przebojów. Nie mogliśmy już się wycofać. Jak naszym fanom mieliśmy niespodziewanie zakomunikować, że chcemy zastąpić Dietera kimś nieznanym z modelarską powierzchownością? Tym to sposobem Dieter stał się „częścią Modern Talking”.
Początek Modern Talking był klasyczny. Byliśmy w siódmym niebie ze szczęścia, nasze powodzenie było po prostu ogłuszające. Naturalnie, od razu wypuściliśmy album i drugi singiel „You Can Win If You Want”. Nigdy nie zapomnę tego, kiedy „You’re My Heart, You’re My Soul” stał się numerem jeden, dyrektor handlowy Hansy Hans Blume powiedział mi: „Thomas doceń to, nic większego nie będzie. Ta piosenka zostanie numerem jeden w twoim życiu”.
Mi było wszystko jedno, to co kto mówił. Pamiętam to dobrze, zawsze marzyłem, aby znaleźć się na listach przebojów w Niemczech i wreszcie – to ja – numerem jeden! Jedyne, co wtedy myślałem: okay, to jedyny numer jeden w moim życiu, ale przecież setki tysięcy piosenkarzy nigdy tego nie osiągnęło i nie osiągną tego w swoim życiu. Byłem szczęśliwy!
W życiu prywatnym wszystko doskonale układało mi się z Norą. Byliśmy małżeństwem od kilku miesięcy, a moja kariera już osiągnęła kosmiczne wyniki.
Dla Nory to także było nowym, ciekawym życiowym doświadczeniem, które wyszło jej na dobre, ponieważ pomogło jej poradzić sobie z bólem, związanym ze śmiercią jej matki. Modern Talking przemieniło to jej żałosne przeżycie.
My z Dieterem udzielaliśmy wywiadów, występowaliśmy w telewizji, zaczęliśmy otrzymywać pierwsze zamówienia na występy koncertowe.
Jeszcze w czasie mojej solowej kariery jako Thomas Anders, naturalnie miałem menedżera: nazywał się Ziggi Kionig. Mieszkał niedaleko i był solidnym, pragmatycznym i zarazem przyjemnym człowiekiem. Jeszcze zanim Ziggi został moim artystycznym menedżerem, był zwyczajnym heskim urzędnikiem, i to było widoczne w całym jego zachowaniu. Uwzględniając ten fakt, że Ziggi już zmarł, to wymaga ode mnie okazania mu odpowiedniego szacunku, mogę teraz wyciągnąć wniosek, że on jako menedżer niemieckojęzycznego piosenkarza, uwzględniając moje możliwości, robił wszystko co możliwe dla rozwoju mojej kariery. Ziggi był unikatowym człowiekiem i do dziś wszystkie z nim wspomnienia mocno zapisały się w mojej pamięci.
Kiedy Ziggi przyjeżdżał po mnie do domu moich rodziców, żeby zabrać mnie na występy, parkował swój samochód koło domu moich rodziców, Moja mama zawsze otwierała mu drzwi. Jeszcze będąc w połowie drogi do drzwi domu on wykrzykiwał w swoim heskim dialekcie: „hej, frau Wejdung, czy u was przypadkowo nie znajdzie się dla mnie filiżanka kawy? A to po to, że mam nerwy całkowicie do diabła!”
Macie jeszcze jakieś pytania do Ziggiego? Nie? Dziękuję!
A więc, w październiku 1984, w moim domu, zaśpiewałem dla swojego Ziggiego „You’re My Heart, You’re My Soul”. Chciałem bardzo zobaczyć jego reakcję. Ale najpierw nie powiedział ani słowa. Następnie wydobył z siebie przewlekły „Aaagaaa”. Zachowawszy pauzę na kilka sekund zapytał: „To ty nagrałeś w Hamburgu? Posłuchaj, kto to w ogóle będzie słuchać?”
„Ziggi, przyjacielu, – zaoponowałem – ale to jest tak współczesne! Oprócz tego, wytwórnia płytowa przyznała, że to doskonała piosenka”.
„Hej, mogę zaraz ci powiedzieć, oni nie zawsze znają się na sprawie. Myślę, że tej piosenki nikt nie puści” – odpowiedział.
Kiedy Ziggi pojechał do domu, byłem cały w nerwach. Nawet jeżeli miał inną opinię o tej piosence niż ja czy wytwórnia płytowa albo chory Dieter i Nora – to jednak jest takie słowo jak „Dyplomacja” które pisze się u mnie „anders” (inaczej – tłumacz.). Żeby zrobić dla siebie i dla mojej kariery coś większego, nie wystarczało mi już brać udział ciągle w tym samym, ciągłym festiwalu radiowych szlagierów. Nie pragnąłem więcej występować na scenie z repertuarem zajeżdżonych szlagierów.
Długo rozmyślałem nad tym jak powinna wyglądać moja dalsza droga życiowa. W końcu porozmawiałem z Ziggim, i zgodnie z warunkami kontraktu, w marcu 1985 roku rozstałem się ze swoim menedżerem.
A więc, rzecz działa się w marcu. Modern Talking zajmował pierwsze miejsce na listach przebojów i Ziggi niespodziewanie zauważył, że „w sposób istotny mylił się” w swojej prognozie odnośnie powodzenia Modern Talking. W tej sytuacji Ziggi pozwał mnie do sądu w celu wyrównania swoich strat.
Boże mój! Spełnia się twoje marzenie, tak długo do tego dążyłeś i pracowałeś nad tym, teraz każdy twój dzień przekształca się w święto, i niespodziewanie otrzymujesz od adwokata wezwanie do wyrównania strat na sumę 50.000 marek!
W tym miejscu można by było powiedzieć wszystkim młodym nastawionym na wytyczony cel artystom, którzy czytają tę książkę: bądźcie czujni! Uważajcie na ludzi, którzy życzą wam powodzenia. Ale są i inni ludzie.
Tygodniami procesowałem się z Ziggim po przez moich adwokatów, do czasu aż pewnego razu do tej sprawy nie wtrącił się mój ojciec, który spotkał się z Ziggim przy kuflu piwa. Mój ojciec wytłumaczył Ziggiemu, że jego żądania są zawyżone, i że w ten sposób ja będę bardzo poszkodowany. W końcu ojcu udało się osiągnąć z Ziggim porozumienie, w rezultacie którego kupiłem mu mercedesa 200 i on oddalił swoje roszczenia.
Modern Talking tygodniami zajmował najwyższe miejsca list przebojów w Niemczech, stopniowo „przyłączały się” i inne kraje. Codziennie przychodziły zamówienia na występy promocyjne. U nas z Dieterem rozpoczęło się nie życie, lecz marzenie. Numer jeden w całej Europie. Wypuszczony w Niemczech „The First Album” również osiągnął szczyty list przebojów. Następnie wyszedł „You Can Win If You Want”, nasz drugi singiel, który… także stał się numerem jeden.
Jesienią 1984 roku na mnie z Dieterem czekała kolejna robota. Trzeba było nagrać singla ”Es geht mir gut heut’ Nacht”, taka sytuacja zastała mnie w studio na początku października.
Gdy tylko minęło południe, ja nagrałem już swoją wokalną partię, wtedy to Dieter zapytał mnie czy mam czas, aby spróbować nowej piosenki. „Oczywiście” – odpowiedziałem. – „Nowa piosenka — to wspaniale. Ja wezmę taksówkę żeby mnie dowiozła do Frankfurtu wieczorem”. Dieter dał mi do ręki kasetę i tekst i poszliśmy do sąsiedniego pomieszczenia, żeby nauczyć się kompozycji.
Byłem zachwycony piosenką. Była w języku angielskim i tytułowała się ”You’re My Heart, You’re My Soul”.
Super! Cieszyłem się wariacko, że wreszcie pozwoliłem sobie na możliwość śpiewania po angielsku. Dla mnie po prostu brzmiał bardziej współcześnie. Oprócz tego, wydawało mi się, że w wieku 21 lat stale śpiewać piosenki w stylu ”Es geht mir gut heut ‚Nacht” (Jest mi dobrze dzisiejszej nocy) nie jest rozwojowe.
Następnie nagraliśmy w studiu ”You’re My Heart, You’re My Soul”. Z tego powodu nabrałem skrzydeł i w doskonałym nastroju udałem się do domu.
Niesamowite, ale reakcja firmy płytowej była pozytywna.
„Doskonała piosenka” – „z nią będziemy mogli wiele zrobić” – „to coś zupełnie nowego” i w ślad za tym propozycja: „w tej piosence widzimy Thomasa z partnerem”.
A więc w ten sposób ta piosenka przyszła na świat. Jeszcze zanim skonkretyzowano projekt „Poszukiwanie partnera dla Thomasa Andersa”, trzeba było znaleźć nazwę dla nowego projektu. Wytwórnia Hansa chciała ukryć ten fakt, że Dieter jest związany ze mną, jako kompozytor. Żadnego Thomasa Andersa, który wypuścił już kilka różnych piosenek na niemiecki rynek. Żadnego Dietera Bohlena, który już kilka lat próbuje realizować siebie w roli autora piosenek. Wszystko powinno być w całości nowe.
Peter Schumann, będący w tamtym czasie szefem Hansy, rozmyślał nad naszą nazwą. Na listach przebojów w tamtych czasach duży sukces odnosiła brytyjska grupa Talk Talk z piosenkami w stylu synth-pop. Także istniała grupa pod nazwą Talking Heads. W końcu Peter wymyślił ”Modern Talk”. Ja z Dieterem uznaliśmy tą nazwę za nie najgorszą, jednak firma płytowa znalazła rozwiązanie, bowiem pojawiła się nazwa bardziej pasująca i lepiej brzmiąca dla duetu ”Modern Talking”. Tak to wszystko wyglądało. Następnie rozpoczęło się omawianie kwestii okładki. Nikt nie powinien widzieć naszych twarzy, powinniśmy pozostać nieznanymi. Mój przyszły partner powinien stanowić moje zupełne przeciwieństwo. Ja – szczupłej sylwetki, dwupłciowy (typu hermafrodyta – przyp.), druga osoba duetu – krępy i potężnej sylwetki.
Idea, żeby szczególnie bazować na moim wizerunku zaproponowała moja była żona Nora. A więc, zapuściłem dłuższe włosy, zacząłem nosić jedwabne ubrania z naramiennikami i lakierki. W latach osiemdziesiątych było to absolutnie wymagane w wizerunku. Również i w tym, że mężczyźni wykorzystywali makijaż. Jak, na przykład, Nick Rhodes z Duran Duran, Boy George albo członkowie Depeche Mode. Żeby wyglądać jak artysta, trzeba było po prostu wyglądać nieprzeciętnie. Dieterowi także spodobała się moja przemiana z przykładnego wiejskiego chłopca w stylowo-eleganckiego «studenta». Dietera bezpłatnie ubierała firma Adidas, dlatego zaczął nagle nosić te okropne stroje sportowe pastelowego koloru. W tym sensie już wtedy był absolutnie niewymagający. Jeżeli miał możliwość dostania czegoś bezpłatnie, nigdy nie mówił «nie». Przede wszystkim, to nie musiał wydawać pieniądze na ubrania, i tak nawiasem mówiąc, otrzymywać za to pieniądze. Dieter — najchciwszy człowiek z tych, których znam.
Inspirowany przez nasz wygląd, wydział artystyczny naszej wytwórni płytowej stworzył legendarną okładkę dla płyty, przedstawiający sportowy i lakierowany but.
Początkowo projekt Modern Talking nie był planowany z udziałem Dietera Bohlena. Przynajmniej na scenie. Dieter powinien tylko być producentem piosenek. Firma płytowa planowała zaangażować mnie jako wokalistę i obok ze mną postawić kogoś jeszcze. Mój partner nie powinien ani śpiewać ani grać na jakimkolwiek instrumencie. On powinien po prostu dobrze wyglądać.
Dzisiaj, po mega sukcesie Modern Talking, nie można wyobrazić sobie, że Dieter niegdyś nie chciał pokazywać się na scenie. Jego dewiza brzmiała następującym stwierdzeniem: «nie chcę występować przy publiczności. Piszę piosenki i chcę zarabiać wiele pieniędzy. Więcej mi niczego nie potrzeba». Tym bardziej zadziwiające jest to, na ile Dieter zmienił się w ciągu tych minionych lat. Jak kol wiek, w Niemczech nie ma drugiej takiej osoby, która tak bardzo by się starała być w centrum uwagi społeczeństwa. Cierpi, jeżeli w ciągu dwóch tygodni on ani razu nie zjawi się w środkach masowego przekazu. Przewiduję, że w takim razie on nie może spokojnie spać i będzie myśleć, jaką by jeszcze bardziej skomplikowaną historię przedstawić publiczności. To on ogłasza w swojej ukochanej gazecie Bild, że jego dom został napadnięty, a do tego przedstawiciele gazety «przypadkowo» stają się świadkami napadu. Innym razem dzwoni do Bild ze szpitala, żeby poinformować ich, że złamał penisa bo przypadkowo na jego organ upadła pokrywa muszli klozetowej.
Jednak stopniowo ukazała się inna strona tego sukcesu. Nieprawdopodobne powodzenie Modrern Talking zmieniło moje oraz Nory życie dosłownie w ciągu jednej nocy. Często wtedy było tak, że kilka dni spędzaliśmy w drodze, tylko wróciwszy na noc do domu aby się przepakować, a następnego dnia rano zacząć wszystko od nowa.
Nora zauważyła, że osiągnięty przeze mnie sukces sprawia, że jestem bardziej kochany i uwielbiany. Jej zazdrość stała się widoczna. Obca mi zazdrość, szczególnie w tak niespodziewanej formie, zaczęła przejawiać się w Norze. Mam zaufanie do swojego partnera, to i mój partner powinien mieć zaufanie do mnie. Nie traktuję każdej pięknej kobiety jako obiekt do zdobycia i nie uważam każdego uroczego i dobrze wyglądającego mężczyznę jako swojego rywala. Ale Norze wydawało się, że każda pociągająca istota płci żeńskiej stara się mnie jej odebrać. Niespodziewanie u niej pojawiła się fobia, że mogę ją porzucić. Jej zazdrość była całkowicie bezpodstawna, a jednak ta patologiczna mania na stałe utkwiła w niej. Nic nie mogłem z tym zrobić.
Podczas kręcenia teledysku do „You Can Win If You Want” zaczęły się pierwsze konflikty i niepowodzenia w «fabryce hitów» o nazwie Thomas, Dieter, firma nagraniowa. Nora nie chciała abym jechał w ferrari mając koło siebie dziewczynę z teledysku. Oczywiście, dzisiaj bym zapytał «no… i czego jeszcze?» Ale wtedy chciałem tylko mieć święty spokój. Nora i firma nagraniowa prowadziły nieskończone spory w związku ze sceną, w której powinienem był się pojawić w kadrze razem z główną bohaterką. Nora całymi godzinami zawodziła i wkurzała się, ale potem, niepostrzeżenie dla kamery, ułożyła się na tylnym siedzeniu ferrari, zwinąwszy się, między mną a aktorką, żeby obserwować mnie w czasie zdjęć.
Ja do dzisiaj zadaję sobie pytanie, czy było to rozsądne od strony ekipy kręcącej teledysk, że za każdym razem, kiedy Norę napadała wściekłość, to robili ustępstwa na jej rzecz. Dlatego jedno, co Nora szybko zrozumiała: «mój mąż – bardzo ważna osobistość. On przynosi firmie płytowej wiele pieniędzy. Dlatego i mnie muszą na wszystko pozwolić».
Nasze życie kręciło się z wściekłą szybkością. Każdy dzień przynosił nowe wiadomości o kolejnych sukcesach. W przeciągu kilku tygodni na świecie zostało sprzedanych ponad 2 miliony singli „You’re My Heart, You’re My Soul” a w dziesięciu krajach nasz album zajął pierwsze miejsce. Ale i drugi singiel już zaczął pojawiać się na szczytach europejskich list przebojów. Także «podbiliśmy» Azję i Południową Afrykę. Zdarzało się tak, że w ciągu jednego dnia musieliśmy odwiedzić trzy kraje. Rankiem — Oslo, w obiad — Amsterdam, wieczorem — Paryż. I z nami bez przerwy… Fryderyk Gabowicz, fotograf tygodnika Bravo. Wszystko było fotografowane. Rejestracja w hotelu, podróż do telewizji, do radia, do redakcji gazety, wystąpienia w klubach i na dyskotekach, kupowanie pamiątek, nasz pobyt w hotelowym pokoju. Przez trzy pierwsze noce, śmiertelnie zmęczony, padałem na łóżko, a rankiem o siódmej godzinie już dzwonił budzik, żeby nie spóźnić się na lot do Madrytu. Na nas czekała praca nad naszym nowym albumem. Firma płytowa i Dieter Bohlen chcieli jesienią wypuścić na rynek nowy album. W zgodzie z nimi i powiedzeniem: kuj żelazo, póki gorące. A więc, nagraliśmy nasz nowy album „Let’s Talk About Love”.
W domu u mnie była demo-wersja piosenki, która po prostu ciągle siedziała mi w głowie: „Cheri, Cheri Lady”. Lekka i prosta, i która dawała mi przyjemne odczucia. Na nagranie nowego albumu Dieter zawsze przysyłał mi 40-50 kompozycji, z nich wybierałem około 20 które mi się podobały. Z nich Dieter wybierał 12-13, które potem nagrywałem w studiu. «Słuchaj, Dieter», zadzwoniłem do niego. «Dlaczego odrzuciłeś „Cheri, Cheri Lady?”» «Myślisz że, to dobra piosenka?» spytał. «Szczerze? No cóż, nagrywamy». „Cheri, Cheri Lady” stała się jednym z naszych największych hitów. I znowu singiel oraz album stały niezaprzeczalnym numerem jeden.
Brak mi słów abym mógł opisać jak nadzwyczajnie i szczególnie odczuwaliśmy to niespodziewane powodzenie. Być może tą sytuację można porównać do uczuć gracza lotto, który co kwartał trafiał szóstkę. Absolutnie nierealne!
Niemiecka prasa zachłystywała się w reportażach: «nasi złoci chłopcy» – tak brzmiał nagłówek w Bildzie. Nas nazywali «Niemiecki eksportowy szlagier» i «fenomen Modern Talking». O nas mówiono tylko w superlatywach, ani jeden numer prasowy nie ukazał się bez naszego w nim udziału. Modern Talking, czyli Dieter i ja byliśmy supergwiazdami.
Stopniowo u nas zaczęły się przejawiać znaki psychicznego i fizycznego zmęczenia. Bardzo męczyły nas podróże. Zdarzało się, że tygodniami nie widziałem swoich rodziców i przyjaciół. I to mnie po prostu przerastało. Całkowicie nie mieliśmy czasu na odpoczynek. Czasem tęskniłem za normalnym życiem. Nie chciałem żeby każdego wieczoru jeść kolację w… ekskluzywnej restauracji. Dla mnie byłyby wystarczające kanapki z kiełbasą. Ale dla firmy płytowej miał tylko znaczenie nasz sukces i oczywiście pieniądze wynikające z naszych kontraktów, co okazuje się całkowicie normalnym w tym naszym nietrwałym biznesie. Przecież, jeżeli artysta jest nieaktywny i nie promuje siebie, fani nie będą kupować jego albumów. Z drugiej strony, moja wytwórnia płytowa była świadoma, że ze mną muszą obchodzić się ostrożnie, żebym nie rzucił to wszystko. Byli zależni ode mnie jako od piosenkarza.
Ja nie mogłem więcej poruszać się swobodnie. Kiedy byłem w Koblencji, nie mogłem po prostu ot tak pójść do włoskiej restauracji albo do kawiarni. Zazwyczaj wszystko kończyło się na rozdawaniu autografów i robieniu zdjęć, a w ciągu tego czasu pizza stygła lub kawiarnię trzeba było zamknąć z powodu ogromnego tłumu ludzi. Zdarzało się, że dostarczano mi taksówką moje ukochane danie Spaghetti-Eis i musieliśmy spędzać cały dzień w domu za zasłoniętymi oknami. Jeszcze kilka lat potem po Koblencji opowiadano jak ja zamawiałem sobie do domu lody za 11 marek. No i co! W końcu spędziłem w domu 18 godzin, zamiast iść na te lody do kawiarni. Może nie chciałem opuszczać swoich czterech ścian, siedząc wygodnie przed telewizorem oraz rozkoszować się spokojem.
W końcu, co to takiego te 11 marek!
Dieter również szybko się zmienił i już nie był taki jak przedtem. Muszę powiedzieć, że wcześniej tak naprawdę go nie znałem. Wspólnie przepracowane godziny w studio nagraniowym to niewystarczające, aby móc przekonać się, jakim człowiekiem jest Dieter Bohlen. Tymczasem prawie rok ciągłego wspólnego działania – wspólnych występów, wspólnych podróży samochodem, w tym samym hotelu, ramię w ramię na szybko, w telewizji, w czasie kolacji, podczas odbioru nagród – czułem Dietera stale przy mnie, powodowało to napięcie i stało się nerwowe.
Na samym początku mieliśmy z Dieterem tą samą garderobę i wspólnego kierowcę. Nie mogę stwierdzić, że nam się to podobało. Dieter — to nadzwyczaj wartościowy rozmówca. Ale mogę również znaleźć przyjemność komunikowania się z osobą, z którą spotkałem się kilka godzin temu w barze przy piwie. Z Dieterem zaś powinienem pracować na drugi dzień, i często było to dość ciężkie.
Dziesiątki razy zdarzało się tak, że przed wywiadem ustalaliśmy, kto co powie. Ale ledwie zaczynała się rozmowa, Dieter zaczynał mówić o rzeczach, które były zupełnie sprzeczne z tym, co ustaliliśmy. Odnosiłem wrażenie, że robił wszystko żeby się wywyższyć przed dziennikarzami i mnie skompromitować. W głębi duszy nawet myślę, że u Dietera w głowie jakieś połączenia nieprawidłowo funkcjonowały. W inny sposób jego zachowanie nie da się wytłumaczyć. Uważam, że brak mu genu uczuć.
Pewnego razu Dieter udzielił wywiadu sympatycznej dziennikarce z Bravo. Potem mi powiedział, że jest bardzo zadowolony z niego. Po pół godzinie dziennikarka wróciła, dlatego że zapomniała swojej kurtki, co ją zostawiła u nas w garderobie. Dieter zaczął krzyczeć na biedną kobietę, że ona powinna wynieść się stąd, i że jeszcze, co ona tu chce, i t. d. Siedziałem obok, i miałem uczucie, że oglądam straszny film.
Podobne zachowanie powtarzało się stale, i właśnie z tego powodu zażądałem własnej garderoby. Znalazłem dla siebie rozwiązanie, że ja z Dieterem – koledzy, i nic więcej. Przyjaciele mówili mi, że muszę zaufać Dieterowi, że powinienem się otworzyć przed nim i opowiadać mu o sobie prywatne rzeczy. Najpierw próbowałem tak robić. Aż do tego czasu, gdy zdałem sobie sprawę, że z czasem to wszystko obraca się przeciwko mnie, a w tym moje własne słowa stają się przekręcone.
Poprosiłem Petera Ilmana, o przygotowanie programu na Tourne dla Modern Talking. Po prostu chciałem zrobić jakąś oprawę do wykonywanych piosenek, żeby nie zanudzać widzów jednym i tym samym. Scenariusz opłaciłem ze środków własnych. Kiedy Dieter zauważył, jak dobrze widzowie przyjmują moje przerywniki, zaczął podkładać mi kłody pod nogi. Ledwie po piosence zdążyłem nabrać tchu, już nadawał moje żarty do mikrofonu tak, że więcej nie było co dodać. Domyślałem się, że przed każdym koncertem doświadczał paniki, że mogę się bardziej spodobać widzom niż on. Ale przecież to normalne!
Dieter i ja – ogień i woda. Zrozumiałem to już wtedy.
Te wszystkie jego intrygi. Co kilka tygodni musiałem przyzwyczajać się do jego nowych zachowań i na nowo je określać. Najpierw wszystkie dziewczyny Dietera były bardzo miłe dla mnie i Nory, dlatego że chciały wyciągnąć od nas jak najwięcej informacji o Dieterze. Z czasem unikaliśmy nadmiernego gadania. Nic z tego, ja nikomu nie mówiłem jak należy się do niego dobierać. Z drugiej strony wiedziałem, że nic poważnego z tego nie będzie, ponieważ on był przecież żonaty.
W początkach Modern Talking Nora z Dieterem między sobą żyli w zgodzie. Czasami nawet nocowaliśmy w domu Dietera i jego żony Eriki, kiedy pracowaliśmy w jego studio w Hamburgu. Pewnego razu Dieter powiedział mi: «słuchaj, Thomas, ja nie chcę, żebyście u nas więcej nocowali. I nie chcę, żeby Eryka utrzymywała kontakty z Norą». Nie miałem pojęcia, czego można się było obawiać? Być może tego, że Nora powie coś niepotrzebnego Erice. Od tej chwili z Norą nocowaliśmy tylko w hotelach.
Odnieśliśmy sukces, więc i przyszły za tym liczne nagrody. Szefowie firm płytowych wydający w różnych krajach nasze płyty również świętowali nasz sukces. Z szampanem, kawiorem a czasem nawet z prostytutkami!
Nie było mi nigdy potrzebne tego rodzaju kobiece towarzystwo, ale pewnego rodzaju, nie pragnąc tego znaleźliśmy się w takiej sytuacji. I co najokropniejsze – Nora również była obecna w tym miejscu! Najokropniejsze było to, że jej najgorsze obawy urzeczywistniały się na jej oczach. Dla niej, stało się jasne: Jeśli twój mąż jest artystą, są rzeczy, które uważasz za niedopuszczalne.
Proszę, nie myślcie, że każde świętowanie przekształcało się w «sodomę i gomorę», ale niektóre z nich rzeczywiście były bliskie temu. Na wręczeniach złotych płyt przeważnie nie pojawiałem się. Nie wiem, czy mogę przekazać swoim czytelnikom to uczucie, ale dla mnie przytulny wieczór w pokoju hotelowym był o tysiąc razy wspanialszy, niż ta cała zamaszysta «Złota orgia».
Zazdrość Nory stawała się dla wszystkich coraz bardziej ekstremalna. I zupełnie absurdalna. Kochałem Norę i byłem jej zawsze wierny. Tym nie miej, stale doświadczała totalnego przerażenia z powodu tego, że jej uwielbiany mąż oddali się z inną kobietą. Tu znowu pojawiło się dla niej moje porównanie z Dieterem Bohlenem: albo moje uczucia nie są stałe, albo nie zawsze unikam kontaktów ze poznanymi dziewczynami z zewnątrz? Ludzie, którzy tak silnie korzystają ze swojego egoizmu, mają nader zaniżone poczucie własnej wartości. To że jest to udziałem Dietera, mogę się tylko domyśleć, skąd to się u niego wzięło. Być może, ma z tym problem dlatego, że jego ojciec zawsze powtarzał mu: «wszystko jedno co będziesz robił i tak nikim ważnym nie zostaniesz!» Dlatego Dieter zawsze tak manipuluje otoczeniem, aby odczuć, jaki to jest on ważny i niepowtarzalny. To wyraźnie wynika z jego wywiadu. [mówił o tym Dieter w filmie ”100 Prozent Dieter Bohlen” z 2006 roku] Dla niego istnieje tylko doskonała forma. Ta jego przesada, widoczna z mojej obserwacji, jest przyczyną tego, że osoby wybitne intelektualnie, których tak bardzo chciałby zainteresować swoją osobą, nigdy go nie przyjmą w soje szeregi.
To maniakalne przekonanie, co do tego, że mogę ją oszukać, tkwiło przy Norze tak dalece, że zaczęła mnie konsekwentnie izolować przed innymi kobietami. Ona nawet zażądała od producentów telewizyjnych, że moimi partnerami podczas wywiadów mają być wyłącznie mężczyźni. I czujnie dopilnowywała tego. Pewnego razu dostaliśmy zaproszenie na wywiad na głównym kanale telewizji francuskiej. Dieter, Nora i ja polecieliśmy do Paryża. Przed rozpoczęciem programu Nora zainteresowała się, kto będzie uczestniczył w tym Show. W odpowiedzi usłyszała: „Les trois Clochards” – znany francuski zespół. W studio rozgadałem się z prowadzącym program. Kiedy rozmowa wywiązała się o „Les trois Clochards”, odpowiedział: «ich nie będzie, wystąpi Desire Nosbusz». [francuska aktorka w filmach dla dorosłych]
Do sedna – to show typu „Wetten dass…” i dla nas ten występ miał duże znaczenie. Ale fakt, że producenci programu oszukali Norę i nie wspomnieli ani słowem o Desire Nosbush, rozpaliło to do białości moją żonę. Zaczęła krzyczeć: «dosyć tego wszystkiego. Jedziemy». I wybiegła ze studia, a ja – za nią. Szofer zawiózł nas do hotelu. Ciekawiło mnie, co ona ma zamiar robić dalej. Nora: «po prostu, wracamy do domu, do Niemiec. Oczywiście, dziennikarze już czekają na nas na lotnisku, więc będziemy jechać pociągiem. A nie z Gare de l’Est do Koblencji, a na Gare du Sud na południowe Niemcy. Teraz wymeldujemy się z hotelu i kierowca zawiezie nas do Le Bristol, a dziennikarze niech myślą, że chcemy pojechać tam gdzie czekają. Wyjdziemy przez tylne drzwi i pojedziemy taksówką na dworzec».
Modern Talking nabierało prędkości. Nasze powodzenie nie znało granic. W całej Europie i w wielu krajach świata byliśmy na szczycie. Tylko Wielka Brytania opierała się. Chociaż «You’re My Heart, You’re My Soul» pojawił się tam na niektórych notowaniach, ale można to było uznać za przypadkowe powodzenie. Następnych piosenek tam nie zauważano. Dlatego nasza firma płytowa szczególnie się ucieszyła, kiedy dostaliśmy zaproszenie na kilka dni do Londynu w celach promocyjnych. Na początek mieliśmy wystąpić na dyskotece w centrum Londynu. Ani ja, ani Dieter nie okazywaliśmy entuzjazmu z tego powodu, ponieważ nie mieliśmy dobrych wspomnień z tego typu występów. W Modern Talking postanowiliśmy, że będziemy o przyzwoitej porze występować w klubach czy dyskotekach a nie w godzinach nocnych. Było kiedyś tak, że cały dzień zajmowaliśmy się promocją a wieczorem powiedzieli nam, że powinniśmy pojechać do jednego z klubów i tam zaśpiewać trzy piosenki, to rano napiszą o tym w gazetach. W rzeczywistości było to tak, że my wystąpiliśmy między 3 a 4 w nocy w przepełnionym pomieszczeniu a właściciel klubu zarobił sobie na tym wiele «kapuchy», którą schował sobie do kieszeni. Firma płytowa poinformowała nas, że na tym dyskotekowym występie w Londynie będzie ważny człowiek z londyńskich mediów, dlatego ten występ gwarantuje nam wejście na angielski Top-10. A więc udaliśmy się do Londynu!
Pierwszego wieczoru mieliśmy zaplanowany występ na dyskotece, a w ciągu następnych dwóch dni wywiady dla różnych gazet i stacji radiowych. Dieter, był pełen entuzjazmu, Nora i ja rozpakowaliśmy się w hotelu a następnie pojechaliśmy na dyskotekę. Nasze stroje już czekały na nas w piwnicy klubu gdzie była garderoba, a ponieważ zostało dużo czasu do naszego występu, poszliśmy na górę. Nie było żadnych problemów, aby tam wejść, nikt tam nas nie znał i spokojnie mogliśmy się wmieszać w tłum. I oto, staliśmy tam aż przyszła Nora i wsparłszy się mi na ramieniu zapytała: «Thomas, nie rzuca ci się w oczy coś tu dziwnego?» – «Co masz na myśli?» – zapytałem. «No, tu są sami mężczyźni» – odpowiedziała. Rozejrzałem się i powiedziałem do swojej żony: «tak, zgadza się, ale dlaczego?». «Hej, Dieter, nie wydaje ci się dziwnym to, że jest tu około tysiąca samych facetów» – spytałem Dietera. «Masz rację» – powiedział, «i co teraz mamy robić?» «Jak to, co robić? Trzeba zapytać, co się tu dzieje», odpowiedziałem. Po chwili na scenę wyszedł starszy mężczyzna, który został bardzo ciepło przywitany i zaczął czytać książkę na głos. Modern Talking opuścił dyskotekę i w komplecie poszliśmy do piwnicy gdzie była garderoba. Tam zapytałem naszego menedżera, żeby wyjaśnił całą tą sytuację i w ogóle, co ze spotkaniem z tym człowiekiem z mediów? «Spotkanie z człowiekiem z mediów?» – spytał i zaczął się śmiać. «Hej, chłopcy, jesteście na największym nocnym gej-party w Londynie i teraz jeden znany gej czyta na scenie swoje pamiętniki. A potem – wasz występ».
«Nie mogę w to uwierzyć», powiedziałem Dieterowi, który teraz stał zakłopotany w rogu pokoju. Oczywiście, niczego nie mam przeciwko homoseksualistą, wśród moich przyjaciół jest ich wielu, to wspaniali ludzie, ale kiedy chcą mnie sprzedać jako geja i do tego zarobić na tym pieniądze, to chciałbym co najmniej być zawczasu uprzedzony o tym przez swoją firmę płytową. Wzburzony, podszedłem do naszego menedżera i powiedziałem, że tu w żadnym razie nie będziemy występować. Ten miły i spokojny człowiek w jednej chwili zmienił się we furiata. «You have to go there», wrzasnął i zaczął machać rękami przed moją twarzą. «Ja również mogę stać się diabłem», odpowiedziałem mu sucho. «Ty pójdziesz tam i będziesz śpiewać swoje zasrane piosenki», krzyknął. W ten sposób jeszcze ze mną nie postępowano. Ekstrawagancki piosenkarz George Michael wtedy był już do takich rzeczy przyzwyczajony, ale my z czymś takim byliśmy nieobyci. Ten typ wpadł w prawdziwy atak histerii i był na progu nerwowego załamania. Już słyszałem, jak prowadzący ogłaszał zebranej publiczności: «Kochani dżentelmeni, mam przyjemność przedstawić wam dwóch gejów z Niemiec: Modern Talking». Tego było za wiele! Już nas ogłosili parą gejowską i teraz powinniśmy wyjść i apetycznie wyglądać przed zebraną publicznością. Menedżer zasyczał: «naaa sceeennnęęę!». Ja tylko zimno odpowiedziałem: «Fuck you». Następnie z Norą opuściliśmy dyskotekę.
I znowu «żywy automat do gier» pokazał swoje oblicze: firma płytowa chciała otrzymać kompensację. Dalej było jeszcze ciekawiej. Nora poszła do lobby naszego hotelu do kiosku gazetowego, żeby kupić 4 albo 5 gazet, którym to mieliśmy udzielić wywiadu. Z początku sprzedawca zupełnie ignorował Norę. Ale ona znowu poprosiła o te gazety. «My Lady», odpowiedział sprzedawca, «po co wam te gazety?» – «My Lady, takie gazety sprzedają się tylko w specjalnych sklepach na Picadilly Circus, ale niestety nie tu». – «Co masz na myśli twierdząc w specjalnych sklepach?» – «Właśnie te, dla homoseksualistów», odpowiedział. To ostatecznie wybiło nam grunt spod nóg. Tego samego wieczora zamówiłem dla nas bilety na poranny lot do domu. Dieter również poleciał z powrotem. Ledwie wylądowaliśmy, naturalnie rozdzwoniły się telefony z wytwórni płytowej z pytaniami jak mogliśmy sobie pozwolić na zerwanie kampanii promocyjnej w Anglii. Jednak moje argumenty przyjęto do wiadomości, ale Blumie dał mi do zrozumienia, że dla powodzenia można coś poświęcić. Wtedy tylko pomyślałem: co to za zasrany muzyczny biznes!
Ponownie po latach z Dieterem spotkałem się w fotograficznym studiu niedaleko Koloni. Dziwnie się wtedy czułem: od naszego ostatniego spotkania minęło już ponad pięć lat. Wtedy jedliśmy ziemniaki pieczone w małej restauracyjce pod Hamburgiem. To było niezobowiązujące do niczego spotkanie, po prostu spotkaliśmy się bez ustalania żadnych planów na przyszłość. Następne nasze spotkanie stało się jednocześnie sesją zdjęciową dla naszego nowego singla i albumu. Z nami był obecny Peter Angemeer, nasz przyszły TV-promotor i jednocześnie prawdziwa legenda show-biznesu. On lubił swoją pracę i pracował z pełnym oddaniem.
Jakiś czas później powiedział mi, że firma płytowa poprosiła go, aby był obecny z nami, podczas gdy były robione te zdjęcia, na przypadek, gdybyśmy z Dieterem postanowili ponownie współpracować i jeśli była by konieczna jego interwencja. Ale nie było to konieczne.
W powietrzu unosiły się niewidoczne fale. Wiedzieliśmy, że był to nowy początek Modern Talking. Ale nie wiedzieliśmy, co będzie początkiem najwspanialszego muzycznego powrotu w dziejach muzycznej historii.
Doskonale pamiętam jak powstawała legendarna okładka dla «Back for Good». Idea była w tym, aby Dieter ubrany był cały na czarno a ja ubrany cały na biało, obaj stojąc oparłszy się plecami o siebie nawzajem, zwrócili się do siebie głowami, uśmiechając się do tego. Musiałem pokonać samego siebie by tak pozować: czułem jego oddech, stałem twarzą w twarz z człowiekiem, który kilka lat temu robił wszystko co możliwe, żeby całkowicie zniszczyć moją solową karierę.
Niczego nie byłem pewny. Być może sam Dieter zmienił się? Może z czasem zaczął patrzeć na te rzeczy w szerszy sposób i stał się bardziej wspaniałomyślnym?
Sesja fotograficzna przeszła lekko i bez problemów, Peter Angemeer zapytał, czy może się jeszcze do czegoś przydać. Następujące tygodnie były bardzo pracowite: nagrałem cztery nowe piosenki na nasz album, oprócz tego, mieliśmy jeszcze nagrać teledysk. Pomoc otrzymaliśmy od Erica Singlentona, który napisał i zaśpiewał rapowe wstawki do «You’re My Heart, You’re My Soul» i do naszych kolejnych singli.
Umawialiśmy się z naszym agentem koncertowym odnośnie tourne po Niemczech, oraz spotykaliśmy się z naszą wytwórnią płytową, aby omówić nasze przyszłe akcje promocyjne. Firma płytowa opracowała dla nas tajny plan marketingowy, który w końcu powinien doprowadzić nas do sukcesu.
Nasz powrót odbył się w telewizji w «Wetten, dass…». To była szansa! Największe w Europie Show telewizyjne, które oglądało osiemnaście milionów widzów. Specjalnie dla nas zbudowano scenografię w kształcie przegrodzonego serca i mnie z Dieterem zaprezentował zebranej publiczności prowadzący program Thomas Gottschalk. Widzowie w przepełnionym studiu szaleli od zapału, a my śpiewaliśmy «You′re My Heart, You′re My Soul».
Tak myślę, że wtedy nikt, ani Dieter, ani ja, ani firma płytowa, ani media, ani producenci od «Wetten, dass…» nie mogli przewidzieć tego gigantycznego sukcesu.
Nasz album «Back for Good» wzniósł się na szczyty list przebojów. Nie tylko w Niemczech. Nie tylko w całej Europie, ale w Azji, Ameryce Południowej, prawie we wszystkich krajach na świecie ludzie ponownie zarazili się fobią Modern Talking. Sprzedawaliśmy po 80 000 albumów na godzinę. Z Dieterem byłem ciągle razem, prawie całą dobę. Nasz kierowca wiózł nas z jednego występu na następny. «Hallo, tu Dieter, no to ile dzisiaj sprzedaliśmy?» pytał się Dieter każdego dnia dzwoniąc w porze obiadu do wytwórni płytowej. «I na czym teraz stoimy? Poszło 720 000? Dopilnujcie by dzisiaj dobiło do 800 000». On był opętany cyframi, i co godzinę obliczał jaki będzie miał zysk na swoim rachunku bankowym z naszego sukcesu.
Na całym świecie album «Back for Good» sprzedał się w nakładzie 5,7 miliona płyt.
Także nasze tourne po Niemczech i zagranicy nadzwyczaj było udane i pomyślne. Byliśmy z Dieterem w siódmym niebie. Jako zabawną ciekawostkę uważałem to, że dziewczyna Dietera Nadia była na wszystkich naszych koncertach na scenie, jako chórek. Jak się zmieniają czasy! W latach osiemdziesiątych dla Dietera było czymś niedopuszczalnym, by moja żona Nora była z nami na scenie, a po upływie dziesięciolecia był tak bardzo wyrozumiały dla swojej Nadji. Nie podobało mi się to wszystko, ale trzymałem język za zębami. Po co miałem go prowokować?
Wtedy był dla nas nadzwyczajny czas. Chociaż «macki» Dietera, jak zawsze były przy nim, ze mną on porozumiewał się poważnie i dość miło. Otrzymywaliśmy jedną nagrodę za drugą: BAMBI, ECHO, GOLDENE KAMERA, WORLD MUSIC AWARD, GOLDENE STIMMGABEL, GOLDENE EURORA, jak również nieskończone ilości złotych i platynowych płyt. Marzenie stało się jawą po raz drugi.
W czerwcu 1998 mieliśmy trzy tygodnie wolnego dla nas. Nasze końcowe Show odbyło się w Talinie w Estonii. Chciałem następnego dnia polecieć do domu, chociaż już na drugi dzień mieliśmy być obecni na wywiadzie w Monaco. Mieliśmy udzielić wywiadu dla projektanta mody Wolfganga Joopa. Wszystko jak zwykle. Ja nie chciałem lecieć z Talina do Monaco, bo chciałem zobaczyć się ze swoją przyjaciółką Klaudią i przenocować we własnym łóżku.
Dieter chciał lecieć bezpośrednio do Cộte d’Azur na Lazurowym Wybrzeżu. Ja z niektórymi z naszych muzyków miałem polecieć samolotem z Talina do Kolonii. Organizatorzy zamówili nam prywatny samolot, byśmy nie byli zależni od rozkładu lotów. Dalej zdarzyło się coś nieprawdopodobnego. Kiedy autokar podwiózł nas z terminalu do samolotu, ja nie wierzyłem swoim oczom. Czy to powinien był być nasz samolot? Przed nami stał autobus z lat pięćdziesiątych z dwoma doprawionymi do niego skrzydłami. Następnie okazało się, co to jest i to jednak był samolot z lat pięćdziesiątych. Zaczęła mnie opanowywać panika. Po około trzech godzinach pilot przygotowywał się do lądowania. Lecieliśmy nad obłokami, i cieszyłem się, że prędko przylecimy do Koloni, lecz moja radość szybko się skończyła. Kolonię znam jak własny dom i powinna być widoczna tamtejsza katedra, lecz pod obłokami widziałem tylko pola! Gdzie my jesteśmy? Po wylądowaniu na pół godziny opuściliśmy nasz środek lokomocji i poszliśmy ma dworzec lotniczy, aby się czegoś napić. Okazało się, że jesteśmy na wyspie Bornholm w Danii! Międzylądowanie! Święta Madonno! I teraz jeszcze cztery godziny w naszym super samolocie do Kolonii, o ile wylądujemy w całości i w stanie nienaruszonym. Tu zaś przyszli celnicy i policjanci z aparatami fotograficznymi i zaczęli się fotografować z naszym nadzwyczajnym samolotem. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyliśmy: to był najbardziej niewygodny samolot, w którym kiedykolwiek przypadło nam lecieć.
Wieczorem, śmiertelnie zmęczony, padłem na łóżko wiedząc, że pośpię w sumie tylko kilka godzin. Mój wylot z Frankfurtu do Nicei był około ósmej rano, i to była jedyna możliwość na ten lot, ponieważ nasz wywiad miał się odbyć w południe na tarasie apartamentu Wolfganga Joopa w Monaco. Po wylądowaniu ze swoim bagażem udałem się taksówką z Nicei do Monaco do mieszkania Wolfganga Joopa. Wszedłem do windy, nacisnąłem numer piętra i po chwili stanąłem przed drzwiami jego mieszkania. «Ding-Dong!» Usłyszałem kaszel i plunięcia, i ktoś z zieloną maską na twarzy otworzył mi drzwi. «Witaj Thomas, jestem Wolfgang, wejdź do środka. Dzisiaj kąpałem się w morzu, żeby się odświeżyć, no wchodź dalej! Przejdź do kuchni. Edwiiin, Eeeeedwiiiin, Thomas już jest. Zrób mu herbatę. Ja szybko pójdę do łazienki zmyć maseczkę. Eeeeeeddwiiiiin, gdzie jesteś? Gdzie on jest. Idzie już. Dietera jeszcze nie ma. Przejdź do kuchni».
On poszedł! Wolfgang! I to jego kasłanie! Po kilku sekundach przedstawił mi krótką informację o tym jak się zaczął jego dzień.
Poznałem Edwina z którym Wolfgan Joops żył w związku cywilnym a ten pokazał mi mieszkanie. Duże, bardzo duże, wszędzie były dzieła sztuki. Bardzo dobrze pamiętam, że był tam obraz polskiej malarki Tamary Lempickiej oraz trzy psy. Sądzę, to był szpice miniaturowe, które z ciekawością biegały naokoło. «Ding-Dong!» – zadzwonił dzwonek u drzwi i we drzwiach pojawili się Dieter i Nadia. «Witaj Dieter, jestem Edwin. Witaj Nadia. Wolfgang jest w łazience, a Thomas w kuchni. Wejdźcie i rozgłoście się!»
«Ding-Dong» Ponownie rozległ się ten dźwięk. Drzwi otworzyły się i weszła Sybille Weischenberg. Ona była redaktorką tygodnika Bunte i to ona miała być obecna przy naszym wywiadzie. Zwykłe «Hallo» i «cmok-cmok», następnie do drzwi zadzwonił jeszcze fotograf. Wszystko przekształciło się w zamęt. Naokoło krzątał się właściciel domu, Wolfgang krzyczący coś z łazienki, psy, Dieter, Nadia, Pani Weischenberg, Edwin i ja. Ahhhh, byłem zmęczony, ale jednocześnie w uniesionym nastroju.
Poszliśmy na taras i Wolfgang opowiadał o swoim życiu w Nowym Jorku i Poczdamie. Oprócz tego on zwrócił się do Dietera: «Dieter, dlaczego, tak właściwie mówiąc, masz taką śmieszną fryzurę? Według mnie wygląda ona jak rozpruta poduszka od kanapy. Ja bym wymyślił dla ciebie doskonały nowy styl.» Cisza. Niezręczna cisza. Dieter nie wydobył żadnego dźwięku. Zmiana tematu. Przekąsiliśmy coś i zaczął się wywiad. Następnie jeszcze była sesja zdjęciowa na tarasie apartamentu Joopa w Monaco. Przez cały ten czas rozmawialiśmy ze sobą o wszystkim w przyjacielskim tonie. Na uwagę Dietera, że Wolfgang Joop jest jednym z najbardziej znanych projektantów na równi z Karlem Lagerfeldem i Rudolfem Moshammerem, Wolfgang rzucił na niego spopielające spojrzenie: «Moshammer?? Ten tłusty monachijski właściciel butiku?»
Fotografowanie na tarasie z widokiem na Monaco było bardzo udane: w kadrze byliśmy my razem, to z Wolfgangiem, ja sam, to z psami Joopa. Dla jednego ze zdjęć rozłożyliśmy się na łóżku Wolfganga. Pomiędzy nami był jeszcze jeden z piesków i wtedy pomyślałem: «Hmmm, coś tu śmierdzi?» Do dzisiaj pamiętam ten zapach, jaki uderzył we mnie przez nos. Tym nie mniej, skoncentrowałem się i uśmiechałem się do aparatu fotograficznego. W czasie, gdy fotograf wymieniał film w aparacie, popatrzyłem akurat na psa, który merdał ogonem i zrozumiałem, skąd wziął się ów dziwny zapaszek: do futra z tyłu pieska przykleiły się resztki «większych spraw».
Wieczorem wszyscy spotkaliśmy się w ukochanej knajpce Wolfganga i Edwina, i po kilku kieliszkach szampana i białego wina, razem z Dieterem i Nadią udałem się do «Hotel de Paris», żeby przenocować. To był niemożliwie wesoły, ciekawy i bogaty w wydarzenia dzień, po którym ja, wycieńczony, zapadłem w sen. Następnego ranka poleciałem do domu, żeby spędzić kilka dni z Klaudią. Dieter z Nadią spędzili swój wolny czas nad morzem w Cộte d’Azur.
Modern Talking pobił wszelkie rekordy, zarówno w kraju i za granicą. Album „Back for Good” był w ponad 30 krajach na pierwszym miejscu. Czasami pytam siebie, gdzie się podziało tych jedenaście lat milczenia między mną a Dieterem. Wydawało się, że przerwy nigdy nie było i nasze powodzenie trwało dalej.
Niemniej jednak było inaczej. Byłem starszy i bardziej doświadczony.
Podczas ostatnich dwudziestu lat mojego doświadczenia z przemysłem rozrywkowym przeżywałem wzloty i upadki, uczucia szczęścia i rozczarowania. Uważałem drugą karierę Modern Talking jako dar i że będę mógł się nią cieszyć dłużej niż za pierwszym razem.
Było bardzo ciekawym móc obserwować, jak wszystko zmieniło się w porównaniu z okresem Modern Talking z 1987 roku – kiedy Dieter i ja byliśmy przeciwnikami. Wtedy Nora była moją towarzyszką, co zawsze wywoływało w nim straszny opór. Teraz Naddel stale przy nim była. W latach osiemdziesiątych nosiliśmy z Norą wszędzie naszego pokojowego pieska Maltańczyka. Teraz Dieter robił to samo. Wtedy panowałem nad prasą bulwarową, on robił to teraz. Odbierałem to obecnie bardzo relaksująco i nie powinienem był rzucać się do walki przeciwko każdemu drobiazgowi na pierwszej stronie Bilda. Nauczyłem się, że życie jest znacznie bardziej relaksujące w drugiej naszej turze.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych przemysł muzyczny nie był jeszcze w stanie kryzysu, w jakim jest dziś pogrążony. Firmy płytowe mogły sobie na wiele pozwalać. Wraz z sukcesem Modern Talking, mieliśmy prawo ustalać warunki, jeżeli chodzi o teledyski, podróże i zakwaterowania. Dla nas były tylko najlepsze hotele i bilety lotnicze pierwszej klasy, nasze teledyski były kręcone w najbardziej egzotycznych miejscach na świecie. Aby nakręcić teledysk do „You Are Not Alone” polecieliśmy do Republiki Południowej Afryki. Bardzo się cieszyliśmy z tego powodu, ponieważ było to w połowie stycznia, a w Niemczech było zimno, mokro i paskudnie od zimowej pogody, której nie cierpiałem, a na półkuli południowej czekała na nas gorąca i letnia pogoda.
Kręciliśmy w Kapsztadzie i w jego okolicach. Nasz wideo producent wyjaśnił nam, że około godzinę jazdy od Kapsztadu leży „czarne jezioro”. Oczywiście sama woda nie była czarna, jak by się mogłoby wydawać, ale kamienie po brzegach były czarne, co powodowało, że można było odnieść wrażenie, że jezioro jest wypełnione czarną wodą.
Na powierzchni jeziora położono cztero metrową platformę, zanurzoną na około centymetr pod wodą i całą pokrytą czarnym plastykiem. Ja z Dieterem mieliśmy stać na jej powierzchni i śpiewać do kamery. U widzów powinno powstać wrażenie, że stoimy na wodzie.
W samolocie cieszyliśmy się na letnie 33-stopniowe upały i oczywiście na sam Kapsztad, najpiękniejsze miasto na świecie. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna! Teren, na którym przebywaliśmy doświadczył nagłego spadku temperatury i podczas oczekiwanego gorąca w czasie kręcenia teledysku, zaskoczyło nas raptem dwanaście stopni ciepła. Zawieziono nas pięciometrową łodzią do naszej platformy, na której przez trzy godziny mieliśmy wyginać się do kamery w przemokniętych butach. Oh świetnie! Jako zawodowcy zrobiliśmy to co do nas należało, jednak ledwie udawało nam się powstrzymywać dreszcze zimna.
Następnego dnia pogoda stała się znowu przyjemna, dlatego mogłem się trochę poopalać na tarasie naszego hotelu “Mount Nelson”.
Często jestem pytany, dlaczego dla nakręcenia teledysku udajemy się do odległych krajów. Odpowiedź na to pytanie zawsze jest jedna: pogoda! Jesienią albo zimą pogoda w Niemczech jest nieprzewidywalna. Jedyną europejską alternatywą są Wyspy Kanaryjskie. Te z kolei ze względu na krajobraz i roślinność ograniczają się do wrażeń i motywów. Oczywiście są słoneczne dni w trakcie jesieni czy zimy, ale dni zdjęciowe są planowane z wyprzedzeniem, i nikt nie może przewidzieć na początku stycznia, że w drugim tygodniu lutego w Niemczech będzie oczekiwana pogoda. Poza tym, widok ogołoconych z liści drzew przy ciepłych letnich melodiach naprawdę nie za dobrze wyglądają w kadrze.
Zresztą, na pogodę nie można w pełni liczyć w żadnym miejscu na świecie. Pod koniec marca na Ibizie miałem kręcić teledysk do piosenki „Tonight Is The Night”. Zazwyczaj o tej porze roku temperatura sięga tam około 20 stopni a niebo jest lekko zachmurzone. I kiedy nadszedł dzień zdjęciowy, padał deszcz, było 15 stopni a niebo było szczelnie przykryte chmurami.
Oprócz tej sytuacji z nagłym spadkiem temperatury w Republice Południowej Afryki, Modern Talking miał szczęście do pogody. Czy to kręciliśmy w Hong Kongu, na pustyni Nevada lub w Miami.
W drodze powrotnej z RPA do Niemiec, na Dietera znowu napadła «gazetowa fantazja». Mieliśmy lot nocy, po kolacji zasnąłem. Nie lubię latać, wolę mieć obie stopy mocno na ziemi. Ale moja praca nie zostałaby zrealizowana bez częstych lotów. Nikt nie lubi, kiedy samolot wpada w turbulencje. Nie cierpię tego. Siedzisz tam w podłużnej zamkniętej kapsule na wysokości 11 000 metrów i nie masz żadnego wpływu na to co się tam dzieje.
Wszystkim, którzy nie lubią latać mogę poradzić jedno: obserwujcie co robi personel pokładowy. Jak długo normalnie wykonują swoje obowiązki, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Nieprzyjemnie jest tylko wtedy, gdy pilot daje komendę: „Personel pokładowy, usiąść natychmiast”. W tej sytuacji, należy pomyśleć o czymś miłym i miejmy nadzieję, że wstrząsy skończą się szybko.
Podobno w czasie lotu powrotnego z RPA wystąpiły turbulencje. Było by to możliwe, ale nie chciało mi się w to wierzyć, ponieważ na pewno bym się obudził. Będąc na wysokości jestem wyjątkowo uwrażliwiony. Po wylądowaniu Dieter powiedział mi, że bardzo trzęsło. Cóż, to się stało w ciągu dziesięciu godzin lotu nad kontynentem afrykańskim.
Następnego dnia zadzwonił do mnie dziennikarz z gazety Bild. „Witaj Thomas, powiedz mi jak to jest, kiedy już prawie żegnasz się z życiem?” – „Co? Kto żegna się z życiem? Coś przegapiłem? Ktoś coś znów o mnie napisał? Czy o czymś powinienem wiedzieć? Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Czuję się bardzo dobrze”, odpowiedziałem. – „Cóż, Dieter zadzwonił do mnie i powiedział, że w drodze powrotnej z Kapsztadu prawie rozbiliście się. Samolot wleciał w burzę i wystąpiły silne turbulencje, które o mało nie przeżyliście”.
Oniemiałem. „Chwileczkę”, odpowiedziałem, „może tu chodzi o inny samolot, w każdym razie nic mi o czymś takim nie wiadomo”. Chciałbym również zachować ostrożność z taką wiadomością, która jest w każdej chwili do zweryfikowania za pomocą zapisu lotu, który potwierdzi, że nic się nie wydarzyło. Oprócz tego, wystąpienie burzy na wysokości 11 000 metrów jest bardziej niż niemożliwe. Przypadkowy poryw wiatru, tak, ale burza?” Cisza. „No cóż, masz rację”, powiedział dziennikarz, „ale lepiej nie będziemy publikować tej wiadomości”.
To znowu on, stary Dieter! Wiedział, że nikogo się nie da zainteresować samą informacją o kręceniu teledysku. Dlatego wymyślił tą prawie katastrofę, żeby dostać się na okładki gazet. Zgodnie z mottem: sama dobrze wykonana praca nie jest żadnym doniesieniem, ale jeśli dodać tam coś spektakularnego, od razu trafia się na nagłówek gazet. „DIETER BOHLEN O MAŁO NIE ZGINĄŁ PO NAKRĘCENIU TELEDYSKU”. Lub: „DIETER BOHLEN: TELEDYSK I STRACH PRZED ŚMIERCIĄ”.
Niestety, nasz medialny rynek jest tak urządzony, że z igły robi widły. Informacje bez dramatu, śmierci i seksu są nudne. Ale to już Dieter umie najlepiej. Ja jednak w takie gry nie gram. Nawet mi w głowie wymyślać takie rzeczy, żeby tylko dostać się do gazet: Nie, dziękuję!
Nadia wszędzie towarzyszyła Dieterowi. Co wcale nie znaczyło, że on jeszcze nie flirtował z innymi kobietami. Po koncercie albo po występie telewizyjnym Dieter z radością opowiadał Nadii, że teraz na niego czeka ważne spotkanie z firmą płytową albo z organizatorem koncertu. W rzeczywistości zaś udawał się na intensywne pertraktacje z fankami.
Nie wiem czy Nadia się domyślała tego, a może tylko udawała, że ona całkowicie nic nie wie o zachowaniach Dietera wobec fanek. Ale uczciwie patrząc: jeśli ona nie wiedziała, to znaczy, że była naiwna. Jeśli natomiast wiedziała i milczała, to była naiwna podwójnie.
Myślę, że Nadia naprawdę kochała Dietera niezależnie od tego jakim on był. Prawdopodobnie po prostu bała się, że zostanie sama. Dla nas z zewnątrz, sytuacje te były często kłopotliwe i nie zrozumiałe. Nadia wszystkim na około opowiadała, jak ten jej biedny Dieter musi ciężko pracować i to więcej od Thomasa. Przy czym Dieter przecież nie spędzał każdą noc w studiu nagraniowym. Chociaż jak Nadia rozumiała tą pracę…
Pewnego dnia pojawił się ktoś zupełnie nowy. Za każdym razem byłem świadkiem, jak Dieter wydzwaniał do jakieś ze swoich nowych przyjaciółek. Ale tym razem było inaczej. Rozmowy telefoniczne wyglądały jakoś mniej znajomo, były bardziej intymne niż zwykle.
Mieliśmy nagrywać występ w telewizji w Paryżu i zdziwiło mnie, że Nadii przy tym nie było. Widocznie nie chciała lecieć do Paryża tylko na jeden dzień. Podczas jazdy samochodem ze studia telewizyjnego na lotnisko, Dieter powiedział: „Hej, Thomas, eee, ja poznałem kogoś”. „Acha”, odpowiedziałem i wyraziłem przypuszczenie: „Zaczyna się na „F” i kończy się „eldbusch”, prawda?!” „Skąd wiesz? Kto ci to powiedział?” – odpowiedział, zaskoczony. Uśmiechnęłam się do niego: „Nikt. Domyśliłem się. Przecież nie jest to zbyt skomplikowane, skoro ona bez przerwy do ciebie dzwoni. Ale teraz już wiem”. „Słuchaj Thomas”, kontynuował, „wracam przez Majorkę, a tam spotkam się z Veroną”. „Jesteś tego pewny?”, wypaliłem. „Tak, umówiłem się z Veroną na spotkanie na Malle, zostaniemy tam parę dni”. „Cha-cha” zaśmiałem się, „a Nadii powiedziałeś, że masz ważne spotkanie, na którym ona będzie tylko przeszkadzać?” „No dokładnie. A możesz mi Thomas pomóc kupić bikini dla Verony?” zapytał.
„Co mam zrobić? Wybrać bikini dla Verony Feldbush?” – zakrztusiłem się. „Tak, przecież zawsze wiesz, co jest akurat modne” – powiedział Dieter patrząc na mnie szczenięcym spojrzeniem. „Spójrz, Dieter” – powiedziałem – „pokażę ci gdzie na lotnisku jest butik ze strojami kąpielowymi. Ale wybrać to musisz już samemu. A tak w ogóle, to po co masz jej zawozić to bikini? Ręczę ci, że ona i tak większość czasu spędzi bez niego”.
Koniec dyskusji! W czasie późniejszym, podczas naszych akcjach promocyjnych, Verona stale dzwoniła na moją komórkę, żeby Nadia nie domyśliła się. Następnie podawałem telefon Dieterowi, wymawiając ustalone hasło: „Andy do ciebie”. I to wszystko po to, żeby Nadia nie wywęszyła nowej namiętności Dietera. Właściwie mówiąc, mogłem już przestać się tak starać aby to ukrywać, dlatego, bo wkrótce po tym ich tajnym spotkaniu na Majorce, w gazetach pojawiło się ogromne zdjęcie Dietera i Verony na plaży. Pośrodku kilkudziesięciu osób. Typowe dla Dietera! Zawsze w tłumie, specjalnie, żeby wszyscy to zobaczyli.
Ci wszyscy, którzy chcą na żywo zobaczyć Dietera Bohlena, powinni udać się na najlepsze północne plaże Majorki. Tam siedzi na małym ręczniku pośród tysięcy turystów, lub pewnie pływa na sponsorowanym statku wzdłuż plaży. Krążą słuchy, że wystarczy zrobić mu telefonem komórkowym ciekawą fotkę, którą zaraz wysyła się na numer 1414 do gazety „Bild” i zaraz na konto wpływa 500 euro nagrody. Dlatego warto rozłożyć się obok niego.
Oczywiście, te intrygi nie zostały niezauważone przez Nadię. Ona wyprowadziła się od niego, a Verona wprowadziła się na jej miejsce. Dramatyczna sytuacja. Ale zaraz Verona odeszła, a Nadia ponownie wprowadziła się do niego. Wkrótce my wszyscy, ja, Dieter i Nadia razem z zespołem udaliśmy się na tournee po Polsce. Nastrój był, jak zawsze. Dieter powiedział Nadii, że jej się spodoba, no i jej się spodobało.
Na krótko, zanim pojechaliśmy na nasz drugi czy trzeci koncert, ja czekałem na Dietera w hotelowym holu. On wyszedł z windy i miał zaczerwieniony policzek. „Co ci się stało?”, zapytałem zaskoczony. Dieter: „Nadia mi to zrobiła”. – „Co takiego?” – „Ona mnie uderzyła”. Po czym opowiedział mi, że na jego telefon komórkowy zadzwoniła Verona i on jej mówił, że ona jest dla niego jedyna na świecie, że tak wiele dla niego znaczy i tak dalej. Mówił to spacerując po hotelowym korytarzu tam i z powrotem. Niestety, zbyt późno zauważył, że jest to piętro, gdzie mieszkał z Nadią. W czasie kiedy on wyznawał miłosne słowa Veronie do telefonu, zatrzymał się przy drzwiach apartamentu w którym mieszkał tak, że Nadia mogła usłyszeć każde słowo przez uchylone drzwi.
Resztę można sobie wyobrazić. Kiedy rozmowa się zakończyła, Nadia stała za drzwiami. Uderzyła Dietera tak mocno w policzek, że jego telefon komórkowy rozleciał się po całym parkiecie. „O, Boże,” odpowiedziałem, i potrząsnąłem głową. Z jednej strony żal mi go było, ale z drugiej to wywoływało uśmiech.
Reszta dnia została zepsuta i nadawała się na scenariusz do filmu „Sceny z życia rodzinnego”. Jechaliśmy autokarem na miejsce koncertu a Dieter z Nadią wzajemnie się obrażali. Wszyscy muzycy, technicy, opiekunowie jechali razem z nami i wszyscy czuli się nieprzyjemnie. Dieter siedział z przodu autobusu i rozmawiał nieustannie telefonicznie ze swoim prawnikiem. Och chciał się od niego dowiedzieć, jak może Nadię porzucić na „Zero”, aby nic jej nie płacić. Nadia wydzierała się z tylnych siedzeń autokaru, że odpowie jej za to. Moja skromność nakazuje mi, abym nie wdawał się w szczegóły tego wydarzenia. Ale nawet dziś, czyli później niż dziesięć lat, czuję silny odruch wymiotny, gdy myślę o tym autobusie i słowach między Dieterem i Nadią.
Rozdział Verona Feldbush skoczył się wkrótce w momencie, gdy Verona zaczęła ustalać warunki ich stałego związku. Stawianie Dieterowi jakichkolwiek warunków nie jest możliwe. A kiedy mowa zeszła na pieniądze, nic już nie mogło uratować tego związku. Nie wiem czy to prawda, że Verona zażądała odszkodowania na wypadek rozwodu, nie było mnie przy tym. W każdym razie ten kilku dniowy związek Dietera i Verony już stał się częścią ich historii.
Nadia znowu wróciła do Dietera w Tötensen, ale nie towarzyszyła mu już tak często. Dlatego Dieterowi stale towarzyszyły różne „Fanki”. Ja z Claudią na początku staraliśmy się je pocieszać, aby dziewczyny nie czuły się tak załamane jak je porzucił, ale po jakimś czasie zaczęły mylić się nam ich imiona. Nie było żadnej na stałe, ciągle przychodziły i odchodziły. Mieliśmy występy w Moskwie i już na starcie jedna z gazet przywitała nas serią nieprzyzwoitości: Dieter przespał się z tancerką z nocnego klubu. Mógł robić wszystko, co chciał. Jeżeli towarzyszyło mu przy tym błogie nieróbstwo – proszę bardzo. Ale nie chciałem ze wstydem czytać o czymś takim w porannych gazetach. Nie, dziękuję!
Następnie polecieliśmy prywatnym samolotem z Moskwy do Mińska na następne koncerty. Jako bagaż podręczny miał Dieter kolejną „Fankę”, której imienia oczywiście już nie pamiętam. Jego kumpel, Helmut – „Helli” – towarzyszył nam. Jak lecieliśmy gdzieś pomiędzy Rosją a Białorusią, Dieter powiedział: „Słuchaj Helli, te nasze obrączki, co je miałem z Veroną, które gdzieś tam leżą w moim stawie z karpiami, można je wyłowić i oczyścić?” „Czyś ty zwariował?” – powiedział Helli – „kup sobie nowe. To bezsensowne żeby przeszukiwać cały staw, żeby znaleźć dwie obrączki”. „Ty, Helli” – odezwał się ponownie Dieter – „ale można by je ponownie wykorzystać jako pierścionki zaręczynowe?” „Nie Dieter, tak się nie robi. Każdej kobiecie kupuje się nowy pierścionek zaręczynowy”.
Biedactwo, siedziało obok chichocząc razem z Dieterem, oczywiście nie rozumiała ani słowa. Była w prywatnym odrzutowcu w drodze do Mińska, i siedziała obok gwiazdy pop, który się nią zajmował. Czego ona wtedy nie wiedziała, to to, że my wszyscy z Mińska tym samolotem wrócimy do Niemiec. Będzie zmuszona intensywnie myśleć, jak ma wrócić do domu.
Czas mijał dosłownie w mgnieniu oka. Po naszym przebojowym albumie „Back for Good” przyszedł album Nr. 1 „Alone”, a w roku 2000 „Year of the Dragon”. Pierwszym singlem był „China In Your Eyes”, teledysk został nakręcony w Hong Kongu. Wtedy podczas kręcenia teledysków zawsze towarzyszyła nam ekipa SAT.1 prowadzona przez Ralfa Hermersdorfa. Pracownicy tej telewizji robili reportaże z Modern Talking które były wysoce cenione na antenie telewizji SAT.1. To była typowa sytuacja win-win [win – zdobyć, zwyciężyć, wygrać].
Z tą drużyną, szczególnie z Ralphem, było prosto i przyjemnie pracować.
Spędziliśmy wiele wspaniałych i zabawnych godzin we wszystkich zakątkach świata, a Dieter do wszystkich zwracał się jak do swoich przyjaciół. Co nic nie znaczyło, bo wszyscy ludzie są przyjaciółmi Dietera, tak długo, jak przynoszą mu pieniądze. Jeżeli to przestaje działać, to również przyjaźń kończy się bardzo szybko – albo, w najgorszym razie „to wszystko zawsze było gównem” (jedno z ulubionych powiedzeń Dietera).
W tym momencie rozpoczęła się w Modern Talking II faza , która ukazywała pierwsze znaki tego, że Dieter stawał się znowu kapryśniejszy.
Z Claudią w Hong Kongu w czasie przerw spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. SAT.1 również Claudię poprosiło o wywiad. Ona na to nie nalegała, ale było to dobre dla promocji i Claudia chciała po prostu wspierać swojego przyszłego męża. Dieterowi nie podobało to się, bo cały czas kojarzyła mu się Nora. To że Nadia na każdym kroku wywiadów udzielała, nie przeszkadzało mu, bo chciał żeby w Niemczech ona zastąpiła Veronę jako prezenterkę w programie „Peep”.
Poszliśmy do hotelu, gdzie Dieter naskoczył na Ralfa Hermersdorfera. Wykrzykiwał że nie będzie częścią „kurewskich zdjęć”, „kurewskich dialogów” i „kurewskich wywiadów”. Tak dalej nie będzie, oświadczył Dieter. Ralf był na luzie, a nawet w tej sytuacji zachował zimną krew do końca. „Hej, Dieter, jeśli ty już nie masz ochoty na więcej, to zostawimy tyle ile mamy. Zrobimy nasz reportaż z kadrami Thomasa i Modern Talking w całości, ale bez Dietera Bohlena – oddzielnie. Z radością wrócimy najbliższym lotem z powrotem do Niemiec”.
Sądzę, że była to jedyna rozmowa, którą Dieter rozumiał, wpłynąć na niego z podobnym zwrotnym naciskiem!
Oczywiście, teraz już nie było żadnego problemu i materiał zrobiony przez „Ralfiego” znowu były najwyższej jakości.
Dieter zachowywał się tak, jakby zdobył szczyt Olimpu: maszyna Modern Talking kręciła się, wydawać by się mogło, że sama z siebie. W listopadzie rozpoczynaliśmy nagrywać nowy materiał na płytę, w styczniu rozpoczynały się sesje zdjęciowe i nagrywanie teledysku, w marcu promocja w kraju i za granicą a w maju – czerwcu tourne. Latem – różne show, a w listopadzie wszystko od nowa. Nawet kiedy Dieter był «na szczycie», nudziło mu się, potrzebował czegoś nowego. W tym czasie taką «nowością» stała się Nadja. Po całych tych historiach i zawirowaniach od Nadji do Werony, Werona wymieniła Nadję, jako prowadzącą program «Peep».
Dieter zajmował się managementem Nadji, i zaangażował ją do Playboya. Na początku Dieter stale wydzwaniał do mnie, aby dyskutować ze mną o dalszych planach związanych z Modern Talking. Ale od pewnego czasu nasze rozmowy ustały, i zajął się tylko tym, co zrobić żeby Nadja była bardziej popularniejsza od Werony. Ja się nie wtrącałem. Znając powiedzenie: „nowa miotła zmiata lepiej” wiedziałem, że jest tylko kwestią czasu – i kot znowu przestanie łowić myszy.
Nadja musiała oddawać Dieterowi – swojemu prawnemu opiekunowi – 20 procent swoich honorariów, i – jak mówiono – nawet płacić oddzielnie za siebie w hotelach. Czy to prawda? Jest bardzo niewiele rzeczy, które nie da się skojarzyć z Dieterem. Jeśli to tak było, to dlaczego zaspokojony po stosunku mężczyzna postępuje tak ze swoją kochanką? Dlaczego Dieter nie mógł tak po prostu dawać swojej Nadji trochę pieniędzy, żeby mogła sobie na coś pozwolić? Żeby nie żebrała u niego. Skąpstwo i chciwość Dietera stało się wręcz legendarne w każdym przypadku. Z powodu popularności Nadji, dla Dietera stało się bardziej skomplikowane to, żeby uganiać się za swoimi „fankami” jak to miało miejsce wcześniej, bo dziennikarze kręcili się teraz wszędzie.
Jednak czasami miało to miejsce. W jednym z hamburskich sklepów dywanów Dieter «zaśpiewał piosenkę» z Janiną, którą bulwarowa prasa ochrzciła mianem «dywanowej suczki». Kiedy przeczytałem nagłówek w gazecie, zadzwoniłem do Dietera i ironicznie zapytałem: «witaj Dieter, widziałeś o czym piszą w dzisiejszych gazetach?». «Świetne, prawda?» – zapytał, «doskonała historia dla prasy, piszą jak to było i takie tam». I opowiedział mi jak wyglądała przerwa obiadowa i jak zerwał kwiat Janiny. «Szczerze mówiąc ja odbieram to nieco niezręcznie», odpowiedziałem. «Jak to, niezręcznie? Myślałem, że uznasz to za sukces? Ludzie przecież czytają teraz o mnie i Modern Talking» – taka była jego odpowiedź.
«Wyczyny» Dietera stawały się coraz bardziej niezręczne i nieprzyjemne. Pewnego razu siedzieliśmy po jednym TV-show w restauracji i jedliśmy kolację. Najczęściej Dieter zamawiał sobie świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy i stek z dodatkami. Po kolacji poprosił kelnera by ten zawołał kucharza. Kucharz potulnie przyszedł po kilku minutach z kuchni. «Witam serdecznie, panie Bohlen, chciał się pan ze mną widzieć?» – wyczekująco zapytał. «Tak», powiedział Dieter, «tak naprawdę to chciałem ci w sumie powiedzieć, że takiego gówna to jeszcze nigdy nie jadłem». Zgroza. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię.
W innej restauracji nie spodobało mu się menu i zmusił kelnera żeby przyniósł mu jedzenie z sąsiedniej chińskiej restauracji. Zawsze było dla mnie zaskoczeniem, czemu ludzie pozwalali na to. Jeżeli ze mną by ktoś tak rozmawiał, choć by to był amerykański prezydent, przegoniłbym go. Stale słyszę, że to takie z klasą, kiedy Dieter Bohlen wykaże swoją ważność. Co w tym takiego wyjątkowego, kiedy znany i ceniony człowiek poniża słownie w ten sposób innych ludzi? Dla Dietera, czy zna kogoś czy nie, jeśli ktoś mu słusznie czy nie nastąpi na odcisk to traktuje go, jako kogoś gorszego i w sposób dla tego kogoś bardzo szkodliwy.
Pewnego razu po koncercie w Nürnbergu siedziałem razem z naszym Tourne-menedżerem oraz technikiem w barze. Nagle podszedł do nas młody chłopak i mówi: «Czy to Thomas Anders?» – «Tak». «Ojej, witaj, no nie wierzę». Bierze krzesło i przysiada się do nas. «Naprawdę Thomas Anders! A co ty tu robisz?» – «A… u nas wieczorem był koncert». «O jejku, a Dieter też tu jest?» – «Tak, Dieter jest już w swoim pokoju» – «Naprawdę, Dieter Bohlen jest w tym hotelu?» – «Tak» – «Tak? to możesz mnie do niego zaprowadzić? – Koleś… on to ma klasę!». «A-ha, no właśnie? Dlaczego uważasz, że on ma klasę?» – zapytałem go specjalnie, chociaż i tak wiedziałem, co on odpowie. «No, bo jest on taki bezpośredni, taki uczciwy i mówi zawsze bez owijania w bawełnę, to co myśli». «Mmmm», odpowiedziałem, «czyli, rozumem, że ty uważasz za klasę to, kiedy ludzie bezpośrednio mówią i otwarcie mówią to, co myślą?» – «Tak, oczekuję tego zawsze». – «No to mnie posłuchaj gówniarzu, podszedłeś do naszego stolika, usiadłeś tu nie spytawszy nikogo o pozwolenie i zawracasz mi głowę. A teraz spi***aj! A najbardziej klasowe w tej sytuacji jest to, że otrzymałeś właśnie to, co oczekujesz, kiedy z tobą postępuje się bezpośrednio».
Straszny miał chłopak wyraz twarzy, w żaden sposób nie mógł dojść do siebie, nie mógł wręcz zamknąć ust. Przez parę sekund, poczuł się zapewne jak przeganiany pies, powiedział tylko: «Okay, zrozumiałem». I poszedł.
Bomba eksplodowała. Wszystko odbywało się jak podczas gwałtownej burzy! Ludzie patrzą w niebo, widzą błyskawicę, i tylko odczekają kilka chwil, gdy rozlega się silny huk. Miałem wrażenie, tak jak i w pierwszych sekundach większość widzów, że Dieter tak tylko zażartował. Było to te kilka sekund potrzebnych mózgowi, aby przekazać nieoczekiwaną nowinę poprzez ucho do zakończeń nerwowych i przetworzyć tą informację. TO KONIEC!
Nasza publiczność zawyła i zaczęła gwizdać, najgorętsi wielbiciele zaczęli płakać. Ja stałem na scenie i myślałem: jak żałośnie zachował się Dieter! Jemu było wszystko jedno, mimo że nasze tourne właśnie się zaczynało! Nie obchodziło go to, że jeszcze 50.000 osób chciało nas zobaczyć, że czekali na nasze koncerty! Zupełnie nie poczuwał się do odpowiedzialności wobec zespołu muzycznego, personelu technicznego, organizatorów. On musiał głośno «uderzyć pięścią», żeby wszyscy zrozumieli, kto tu rządzi. To wszystko dlatego, że miał zepsuty nastrój z powodu moich występów w USA.
Był podobny do małego kapryśnego dziecka. Właśnie takim go znałem.
Koło północy znowu byłem w samochodzie, mój kierowca wiózł mnie do hotelu «Adlon». Wziąłem swój telefon komórkowy i zadzwoniłem do Klaudii. «Jak było?» – zapytała. «9000 widzów, w całości wyprzedane» – odpowiedziałem. «Jak tam Dieter? » – na wpół śpiąco zapytała. «Ogłosił ze sceny, że Modern Talking przestał istnieć» – spokojnie powiedziałem. «Co? » – Klaudia nagle się dobudziła. Jej głos wyrażał zagubienie. «Tak, to by było na tyle» – odpowiedziałem. Nie wiedziałem z Klaudią co mamy powiedzieć sobie nawzajem. Oboje byliśmy zszokowani. Nie, nie dlatego że skończył się Modern Talking. Byliśmy zszokowani, dlatego że obje odczuliśmy ulgę. Bo już nie musimy myśleć o tym w-jakim-on-jest-teraz-nastroju. Więcej nie będzie żadnych machlojek za moimi plecami z powodu których odczuwałem ciągły strach, że on próbuje na mój rachunek zgarnąć dla siebie jeszcze więcej pieniędzy. I nie muszę już się obawiać, że on mnie oczerni żeby tylko zyskać dodatkową korzyść.
Nie odczuwaliśmy rozczarowania, bo przecież mogliśmy wreszcie swobodnie odetchnąć. Wreszcie, mogłem znowu być samym sobą! Po koncercie w Rostocku mieliśmy zaplanowanych nieco OFF-DAYS, tak nazywa się wolne dni w czasie tourne. Zarezerwowałem dla siebie i swojej rodziny bilety na Majorkę, żeby spotkać się z przyjaciółmi.
Od kilku miesięcy coś unosiło się w powietrzu. Pewnego rodzaju wybuchowa mieszanka obrzydzenia, zaniedbania, frustracji i chęci samorealizacji. Nikt z nas dwóch nie chciał dotykać powstałej sytuacji, żeby tylko nie sprowokować wybuchu. Postanowiłem jechać z Berlina do Rostocka, gdzie w ten czerwcowy letni wieczór 2003 roku miał się odbyć koncert otwierający nasze tourne Universe. Jak to często w ostatnich miesiącach miało miejsce, znowu w żołądku pojawiły się nieprzyjemne skurcze. Naprawdę niedobrze mi się robiło kiedy myślałem o Dieterze. Ze swoją żoną Klaudią mieszkałem w naszym ukochanym hotelu «Adlon» w Berlinie. Mój kierowca zabrał mnie z hotelu z przyjaznym i pełnym szacunku powitaniem: «dzień dobry, panie Anders» jednocześnie otwierając mi drzwi limuzyny. Klaudia została w hotelu. Ona już wiele raz widziała show Modern Talking i nie przejawiała specjalnego pragnienia spotykania się z Dieterem Bohlenem. Za każdym razem przed rozpoczęciem show nasze kontakty ograniczały się do paru wymęczonych fraz, powiedzianych przez grzeczność. Po zakończeniu koncertu Dieter na ogół nawet nie mówił nam «na razie».
A więc siedziałem sam w samochodzie i wszystko co wydarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy, pojawiało się w mojej głowie, jak pejzaże przelatujące obok z prawej i lewej strony autostrady. Nurtowało mnie zawsze jedno i to samo pytanie: «Dlaczego nasze stosunki wzajemne z Dieterem znowu osiągnęły ten właśnie zerowy punkt, jaki był w 1987 roku, kiedy to Modern Talking rozpadł się po raz pierwszy?» Koniec nadejdzie, ale nikt nie wie kiedy! OK, staliśmy się starsi i bardziej dojrzalsi niż w latach 80-tych i moglibyśmy poradzić sobie z tą sytuacją i porozmawiać ze sobą jak dwaj dorośli mężczyźni. Ale po prostu nie mogliśmy tego zrobić! Ja z Dieterem nie mogliśmy utrzymywać rozsądnych wzajemnych stosunków. Teraz, kiedy koniec do reszty został przesądzony, obaj baliśmy się uderzyć ostatecznym śmiertelnym uderzeniem w Modern Talking. To nigdy nie jest lekkie.
Co stało się przyczyną całego tego «brudu», kto w tym zawinił? Od chwili jak Dieter został członkiem jury w DSDS i jego książka «Nic tylko prawda» stała się numerem 1 na liście bestsellerów, on stracił zapał. Stracił pragnienie pracowania z Modern Talking i ze mną. Ja to wyraźnie odczuwałem. Dieter postępował bardzo prosto. Miał podstawową zasadę: Dlaczego mam się dzielić pieniędzmi z kimś innym, skoro wszystko może być tylko dla mnie. Dlaczego musiał dostosować się do partnera na scenie, jeśli on sam, jako patriarcha, patrząc z góry może rozwiązać wiele rzeczy.
Życie dorosłe posiada jedną doskonałą cechę – to życiowe doświadczenie, które się zdobywa. Już nie ignorujesz najmniejszych znaków losu, na które w młodości poprzez obfitość zdarzeń po prostu nie zwracasz uwagi. I właśnie z tego powodu znałem Dietera na wylot. I dlatego wiedziałem, że przyjdzie nam przeżyć Wielki Wybuch i razem z nim nastąpi zakończenie duetu Modern Talking.
Jesienią 2002 roku Modern Talking po raz pierwszy zaproszono na koncerty do Nowego Jorku i Atlantic City. To było genialne! Oczywiście, każdego roku dawaliśmy wiele koncertów w Europie w ramach tourne albo w małych galowych-show, ale w Ameryce — nigdy. Prawie zostałem zapewniony, że Dieter będzie pełen entuzjazmu i pomknie do swoich przyjaciół z Bilda, żeby pochwalić się: «Hej, to jest genialne! Teraz ja mogę «zdobyć» USA!» Niestety, miliłem się.
Zaproszenie otrzymaliśmy przez naszą agencję koncertową Lutz – Rainer Seidel z Berlina, która organizowała nasze występy. Lutz posiadał prawo podpisywania umów w naszym imieniu, ale dla większych kontraktów, zawsze asekurował się faksem. Jeden faks przysyłał Dieterowi, drugi — do mnie, i my obaj potwierdziliśmy je swoimi podpisami. Kiedy przyszło zaproszenie z USA, Dieter zaczął rozmawiać ze mną o tym podczas spotkania. «Słuchaj Thomas, co ty na to? To naprawdę fajne? Wiesz co, ja tak myślę. Właściwie to nie mam czasu, wiesz, muszę być w jury DSDS, pracować nad nowym albumem, będę potrzebny do produkcji dla zwycięzcy DSDS. Być może przesuniemy tą kwestię na luty?» «Tak, dla mnie to nie problem – powiedziałem. Ale wiesz, że już od dawna marzyliśmy, żeby wystąpić w USA. My nie możemy przepuścić tej szansy. Ale pogadam z Lutzem, może uda mu się przenieś koncerty na luty 2003 roku.»
Po pewnym czasie do naszej agencji wpłynęło nowe zaproszenie do USA. Do tych samych miejsc, ale na luty. Lutz znowu wysłał nam oba faksy do potwierdzenia. Po kilku dniach Dieter dał odpowiedź: «Nie mogę. DB» Aha, co to było? Zacząłem się denerwować. Znowu pojawiło się to drażliwe uczucie w żołądku. Za dobrze znałem Dietera, żeby się nie domyśleć: on by nigdy nie odmówił transakcji, jeżeli nie miał by czegoś lepszego na myśli.
Po prostu nie mogłem pogodzić się z jego odmową. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Goetza Kizo. Goetz był naszym głównym doradcą w Modern Talking, a także byłym szefem Dietera. Ale o tym później.
Goetz był zawsze pośrednikiem między nami. Kiedy Dietera ponosiło za bardzo, i nikt nie mógł go zatrzymać, Goetz brał to na siebie, i często prosił mnie о wytłumaczenie tej albo innej skomplikowanej sytuacji. Opowiedziałem Goetzowi o tej historii z Ameryką.
Nie miałem niczego przeciwko temu, żeby Dieter realizował siebie w DSDS albo opisywał swoje życie w charakterze kreskówki. Ale byłem przeciwko temu, żeby Modern Talking i mnie osobiście rzucał na łaskę losu. Spytałem Goetza, co mam robić. Przecież lubię występować i koniec końców, zarabiam tym pieniądze. «Jeśli teraz odmówię koncertów po raz drugi, na jaki alternatywny termin będzie można je jeszcze raz przenieść?» zapytałem Goetza.
«Nie mogę ci w tym pomóc» – taka była jego krótka odpowiedź. «Ale nie mogę tak długo czekać, aż u Dietera znowu pojawi się chęć występowania w Modern Talking!» – odpowiedziałem. Odpowiedzi Goetza nigdy nie zapomnę: «Thomas, chcę dać ci dobrą radę: bierz wszystko, co możesz dostać!» I ta rada znaczyła dla mnie tylko jedno. «Wielki mistrz» nie miał więcej chęci do pracy w Modern Talking, po prostu nie wiedział jak mógłby z korzyścią dla siebie wykorzystać ten koniec w środkach masowego przekazu. Następnie wysłałem Dieterowi wiadomość, że nie rozumiem jego odmowy, ale alternatywnie mogę polecić spróbować przenieść datę koncertów na maj. Także byłem gotowy sam wystąpić na tych koncertach. Od Dietera nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.
W międzyczasie Lutz – Rainer Seidel znowu nawiązali kontakt z agentem w USA. Lutz powiedział mu, że Dieter nie wyraża zgody na koncerty w USA. Odpowiedź jaką dał agent, mimo upływu tylu lat, do dzisiaj wywołuje u mnie uśmiech: «Jeśli tak, to Thomas Anders powinien wystąpić bez swojego gitarzysty!»
Dwa tygodnie później dowiedziałem się od osób trzecich, że Dieter na długo przed tą naszą trasą zaplanował, że weźmie udział w trasie finalistów DSDS w maju 2003 roku, a zatem nie miał czasu na występy z Modern Talking. Od razu zadzwoniłem do Lutza i mu powiedziałem: «podpisuj kontrakty na koncerty w USA. Pojadę tam sam.»